Spędzając majówkę na
Podkarpaciu skorzystałem z okazji i zwiedziłem Wawel. Po raz
pierwszy miałem przyjemność tam zawitać jako indywidualny
turysta, bez poganiających przewodniczek i wlokącej się karnie za
nimi grupy znudzonych licealistów. Jak można się domyślić, przez
zamkowe dziedzińce i udostępnione ekspozycje w samym środku
weekendu majowego przetaczały się tłumy zwiedzających. Kolejka do
kasy wymagała więc anielskiej cierpliwości i moknięcia z
godnością, przy czym na niektóre wystawy biletów bardzo szybko
zabrakło. Ale wbrew pozorom, nie to było najgorszym punktem
programu.
Po przejściu wszystkich
wystaw, na które udało się nabyć bilety, kierowniczka naszego
turystycznego tandemu zaproponowała wejście do Krypty pod Wieżą
Srebrnych Dzwonów, w której spoczywa tragicznie zmarła para
prezydencka oraz marszałek Piłsudski.
Dawno nie przeżyłem
większego zażenowania.
Pominąwszy zrozumiały
tłok, zachowania zwiedzających były zaskakującą mieszanką
prymitywizmu i głupoty. Przy sarkofagu Kaczyńskich bez ustanku ktoś
robił sobie zdjęcie, przy czym prym wiodły zdjęcia dzieci w
refleksyjnej pozie zaproponowanej przez rodziców. Na przykład,
chłopczyk ze smutną miną kładzie dłoń na marmurze grobowca, a
tatuś ekwilibrystycznie się wygina z aparatem (blokując, rzecz
jasna, cały ruch) pragnąc ująć tę poruszającą i głęboką
scenę na zdjęciu. To nic, że to niemożliwe (mało miejsca, słabe
światło, ciągły ruch i „bohaterowie drugiego planu”). To nic,
że bez sensu (bo co ma oznaczać ten gest, którego zresztą bohater
zdjęcia na pewno nie rozumie?). To nic, że to najzwyczajniej w
świecie żenujące. Zdjęcie musi być.
Ale wbrew pozorom, to nie
wszystko.
W pomieszczeniu obok, na
środku stoi metalowa trumna Józefa Piłsudskiego. Przed nami matka
z córką. W pewnym momencie matka, z szelmowskim uśmiechem robi
żart stulecia – puka w trumnę. Czy chciała sprawdzić akustykę?
A może przebudzić męża stanu? Nie mam pojęcia, ale co lepsze –
córeczka, z cielęcym zachwytem na twarzy wali w trumnę jeszcze
mocniej.
Ubaw po pachy, Wawel
zwiedzony!