środa, 29 sierpnia 2012

Brulion Bibliofila: bukiniści i internetowe aukcje

Z nałogów, w które potencjalnie człowiek może wpaść, ja wpadłem w naprawdę korzystne. Po pierwsze, kawa. Po drugie, prasa. Po trzecie, książki. I wokół tego ostatniego będzie się snuł ten tekst.



wtorek, 28 sierpnia 2012

Kapiszon

 Tematyka pedofilii jest z pewnością nośna medialnie i u każdego wzbudza mniejsze lub większe emocje. Jeżeli miałbym skojarzyć ujęcie tego tematu w kulturze, to momentalnie przychodzi na myśl ciężkie kino moralnego niepokoju – szara kolorystyka, mroczna muzyka oraz kac moralny po seansie. Disko Anny Dziewit – Meller idzie w tej kwestii raczej pod prąd – książka ma zdecydowanie humorystyczną konwencję, lekką formułę, a głównym bohaterem jest właśnie pedofil.


niedziela, 26 sierpnia 2012

Wielki niepokój Anthony'ego Webstera


            Julian Barnes dał się już poznać jako znakomity eseista w Nie ma się czego bać oraz twórca ciekawego ujęcia elementów biograficznych w Papudze Flauberta. W Polsce czytelnicy ostatnio mieli przyjemność obcować z krótkimi formami jego autorstwa w tomie pt. Puls. Jest uznawany z jednego z najciekawszych współczesnych pisarzy brytyjskich, o czym świadczy chociażby czterokrotna nominacja do nagrody Bookera. Najnowsza jego powieść – Poczucie kresu – nie poprzestała jedynie na nominacji, ale zdobyła nagrodę, jeszcze bardziej popularyzując tego nietuzinkowego pisarza. 

            Bohaterem Poczucia kresu jest Anthony Webster, który z dzisiejszej perspektywy mężczyzny w podeszłym wieku snuje opowieść o swoim życiu w oparciu o kilka szczególnych wydarzeń. Książka składa się z dwóch części. W pierwszej śledzimy losy młodego Anthony'ego, który w czasach licealnych, wraz z kumplami, poznaje nowego ucznia –  inteligentnego i wrażliwego Adriana Finna. Czterej koledzy mają olbrzymie apetyty na życie: pragną erotycznych podniet, intelektualnych doznań i życia odmiennego od ich rodziców – Życia na miarę Literatury. Po ukończeniu szkoły ich więzi się rozluźniają, Tony Webster podejmuje studia historyczne i opisuje swoją pierwszą poważną miłość – związek z Veronicą.  Splot okoliczności sprawia, że potem się rozstają, a kolejnym mężczyzną w życiu Veroniki jest najlepszy przyjaciel Tony'ego – Adrian Finn. Pierwsza część kończy się dramatycznie, gdyż Adrian z nieznanych Websterowi powodów popełnia samobójstwo. Druga część zawiązuje właściwą akcję – Anthony Webster ma sześćdziesiąt kilka lat, jest samotny, ustatkowany i często rozmyśla o swoim losie i nadchodzącej śmierci. Pewnego dnia okazuje się, że matka Veroniki, którą spotkał czterdzieści lat wcześniej, zapisuje mu w testamencie kilkaset funtów i pamiętnik Adriana, który znajduje się w rękach jego byłej kobiety... Webster, zaintrygowany, daje się wciągnąć jeszcze raz w historię swojego własnego życia, którą czterdzieści minionych lat zupełnie inaczej zapisało w jego pamięci. Powracające wspomnienia, odkrywane fakty z przeszłości i konieczność ponownego nawiązania relacji z Veroniką sprawiają, że Tony w końcu staje w obliczu prawdy. A jak wiadomo, ta często bywa brutalna. I bolesna.
            Jeżeli miałbym opisać tę powieść jednym słowem, powiedziałbym: przewrotna. Przewrotność tej historii wynika z kunsztu Barnesa w budowaniu złożonej fabuły oraz intrygującym manipulowaniu zarówno czytelnikiem, jak i głównym bohaterem. W momencie, kiedy czytelnik już zakłada dalszy ciąg wypadków, Barnes funduje trzęsienie ziemi – jeden zapomniany fakt, list z przeszłości Tony'ego, wywraca do góry nogami zarówno jego losy, jak i stosunek czytającego do bohatera. Analogicznie, dosłownie na ostatnich stronach książki, czytelnik razem z Websterem odkrywa dramatyczna tajemnicę, ale dla Barnesa to za mało – serwuje dodatkowe salto fabularne, które wstrząsa jeszcze bardziej. Oprócz tego, świadomie czytający odbiorca zauważy, że w tej opowieści nie ma zbędnych słów. Jeżeli nawet Tony wspomina sytuacje z liceum na początku książki, a w finale główny bohater rozmawia z barmanem na temat grubości frytek – te sytuacje odniesione do całości opowiedzianej historii nabierają głębokiego, metaforycznego znaczenia.
            Poczucie kresu jest powieścią wielowymiarową. Porusza kwestię dojrzewania głównego bohatera, ale ze względu na nietypową, dwuczęściową konstrukcję i czerdziestoletni przeskok w fabule, jest to ujęcie wyjątkowe. Nadzieje i oczekiwania wobec swojego losu, jakie żywi Tony i jego koledzy za młodu, są potem rozliczane z perspektywy mężczyzny w podeszłym wieku, który jest coraz bardziej świadom swojego kresu, który nieubłaganie się zbliża. Innym aspektem tej powieści jest pamięć i jej funkcjonowanie na przestrzeni lat. Webster wielokrotnie akcentuje jej ułomność, ale wraz z odkrywaniem kolejnych kart tej historii uświadamia sobie coraz bardziej, że pamięć jest jak „(...)czarne skrzynki, które zapisują przebieg katastrofy lotniczej. Jeśli nic się nie dzieje, taśma sama się kasuje. Tak więc jeśli ulegniesz katastrofie, dowiesz się dlaczego tak się stało; jeśli nie, zapis twojej podróży będzie o wiele mniej klarowny”. Poczucie kresu dotyka także skomplikowanych relacji międzyludzkich. Istota przyjaźni czy sens miłości są na kartach książki analizowane z wielu punktów widzenia, wraz z ewolucją bohaterów.
            Niesamowitą sprawą jest relacja zawartości tej książki, do jej objętości. Koncentracja tak złożonej treści i tak wielowymiarowej fabuły na lekko ponad 170 stronach robi olbrzymie wrażenie. Barnes tą książką ugruntowuje swoją mocną pozycję na Parnasie brytyjskich prozaików. Nie bez zasługi jest także w tym wypadku dobre tłumaczenie Jana Kabata. Lektura Poczucia kresu daje okazję nie tylko obcować z prozą na najwyższym poziomie, ale także daje okazję do głębokiej refleksji nad konfrontacją czasu i pamięci.

Mam nadzieję, że powyższa recenzja zachęciła Cię do przeczytania tej książki. Jeżeli chcesz o coś zapytać lub skomentować, zapraszam. Poniżej kilka moich refleksji na temat Poczucia kresu, w których - lojalnie ostrzegam – może być zdradzona kluczowa część fabuły. Jeżeli lekturę tej pozycji masz za sobą, gorąco zachęcam do podzielenia się wrażeniami i interpretacją w komentarzu. 


1. Niezwykle poruszyła mnie zmiana głównego bohatera na przestrzeni całego życia. Na początku powieści czytamy: (…) jeden z naszych lęków: że Życie nie okaże się takie jak Literatura. Wystarczyło spojrzeć na naszych rodziców – czy byli materiałem literackim? Co najwyżej mogli aspirować do miana gapiów i przypadkowych świadków, tworzyć część społecznego tła dla rzeczywistych, prawdziwych i ważnych rzeczy. Webster i jego koledzy jest pełen oczekiwań, że ich losy potoczą się jak losy bohaterów literackich, że życie będzie dla nich stanowić niezwykłą przygodę, opowie im niezwykłą historię. Po latach Tony Webster wspomina: (…) kiedy byłem pod trzydziestkę, przyznałem, że moja zuchwałość już dawno zanikła. Że nigdy nie będę robił rzeczy, o których śnił mój wiek dorastania. Zamiast tego strzygłem trawnik, jeździłem na wakacje, miałem żonę. Na starość, z pewną dozą goryczy stwierdza (…) zawsze byłem człowiekiem postępującym chaotycznie, niezdolnym do czerpania nauk z nielicznych lekcji, jakich dostarczało mi życie. W swoim przekonaniu postanowiłem zadowalać się jego realiami i podporządkowywać się jego wymogom: jeśli to, to tamto, i tak mijały lata. Brzmi znajomo? Nie, nie chodzi o odniesienie tego do siebie (chociaż można), ale... jestem pewien, że w ten schemat i ja, i Ty możemy kogoś znajomego wstawić. I gdy tak patrzę z dystansu, zza muru kart tej książki, jak Tony Webster pozwala by życie mu się przytrafiało, dotyka mnie dojmujący rodzaj smutku i... strachu. Czy gdybym dokonał autorefleksji moich codziennych i rokrocznych kroków i wyborów, czy nie byłbym na starość w takiej samej sytuacji? Warte przemyślenia.
2. Swoją drogą, fascynujące jest to, że Webster pomimo swojego stanu ducha ostatecznie zostaje wciągnięty w pewną iście literacką historię, gdy jałowe komunały natrafiły na niezachwianą prawdę tego, co się wydarzyło. Webster często snuje refleksje o starości i odchodzeniu, jest pogodzony z monotonią swojego losu. Mówi: osiągnąłem stan akceptacji, a nawet spokoju. Ponieważ nie sprzeciwiam się niczemu. Nie lubię bałaganu i nie lubię go pozostawiać. Na dobrą sprawę, mógłby odejść w tej chwili i byłby z tym pogodzony. Jednakże wydarzenia z książki sprawiają, że ostatnie słowa powieści brzmią: Wielki niepokój. Ciekawe, czy Tony przewartościowuje swoje życie po tej historii, gdy okazało się, że ma jedną z ról w tej tragedii. Czy w dalszym ciągu pragnie, by Życie było na miarę Literatury. Barnes daje nam również do zrozumienia, że żadna literacka kreacja nie zastąpi realnych wydarzeń, które mogą stać się naszym udziałem.
3. Ogrom przemyśleń spowodowało u mnie „cofanie się” w książce do słów padających w pierwszej części i odnoszenie ich do późniejszych wydarzeń. Utwierdziło mnie to również w opinii, że Poczucie kresu jest książką skonstruowaną wręcz misternie – każdy rodzynek w tym keksie nadaje smak całości. Jedną z takich sytuacji jest stosunek Tony'ego i kolegów do samobójstw – najpierw kolegi ze szkoły, Robsona, a następnie ich przyjaciela, Adriana. W pierwszym przypadku, zgodnie orzekają, że szkolny plankton w osobie Robsona obraził nas, wsławiwszy się wczesną śmiercią. Robson odbiera sobie życie, dowiedziawszy się, że będzie ojcem, co Webster z kolegami – z odstręczającym zadufaniem „młodych gniewnych” - kwitują, że dzięki temu rachunek arytmetyczny będzie się zgadzał - (…) wiedząc, że doprowadzi do powiększenia rodzaju ludzkiego o jednego osobnika, człowiek ten doszedł do wniosku, że jego etycznym obowiązkiem jest utrzymanie liczby populacji na stałym poziomie. Co więcej, mówią: Jego czyn był niefilozoficzny, egoistyczny i nieartystyczny(...). W drugim przypadku, gdy Adrian popełnia przemyślane samobójstwo, notując w pożegnalnym liście egzystencjalistyczne rozważania, że życie to dar narzucony każdemu człowiekowi, choć nikt o niego nie prosi;(...), Tony stwierdza, że to wielka strata, ale z drugiej strony mówi: potrafię (…) zrozumieć motywy Adriana, szanować je i podziwiać. Dopiero po kilkudziesięciu latach, gdy pozna dostatecznie dużo faktów z całej tej historii, odrzuci podziw dla filozoficznie umotywowanego samobójstwa Adrian i szczerze przed sobą przyzna – w obydwu przypadkach odebranie sobie życia było po prostu aktem kapitulacji.
4. Kluczowym aspektem tej książki były również ułomności pamięci i powiązane z nią ułomności natury ludzkiej, które podświadomie każą z biegiem czasu wybielać swoją postawę, zabliźnić emocjonalne rany z przeszłości. Webster, jeszcze nie będąc zaangażowanym w historię Veroniki i Adriana, stwierdza: gdy ubywa świadków twojego życia, jest coraz mniej potwierdzenia, a zatem mniej pewności co do tego, czym jesteś albo czym dotąd byłeś. Gdy uroda zdarzeń sprawia, że zaczyna odkrywać na nowo przeszłość, Veronica daje mu okrutny i zawistny list, który Tony wysłał przed czterdziestu laty do Adriana i do niej. Webster zupełnie inaczej pamiętał te słowa, jego wspomnienia wyblakły i złagodniały, a wstrząśnięty ponowną lekturą tego tekstu, pyta: Jak często opowiadamy naszą własną historię życia? Jak często dopasowujemy, upiększamy, dokonujemy chytrych skrótów? Im dłużej trwa życie, tym mniej jest tych, którzy mogliby zakwestionować naszą relację, przypomnieć nam, że nasze życie nie jest naszym życiem, lecz jedynie historią, którą o swoim życiu opowiadamy. Opowiadamy innym, ale – głównie – samemu sobie. Tragizm postaci Anthony'ego Webstera nie polega jedynie na wyrzutach sumienia. Tony, wiedziony dobrymi intencjami, pragnie wyjaśnić tajemnicę i naprawić co się da, a w rezultacie dostrzega coraz straszniejsze konsekwencje, które winą obarczają jego samego. Jest to klasyczny konflikt tragiczny – nieświadomy przeszłości bohater brnie ku prawdzie, która ostatecznie okazuje się straszna dla niego samego.
5. Kapitalną – i dla mnie niezwykle odkrywczą - obserwację poczynił Andrzej Franaszek, w artykule Lustro Weroniki [1] – zauważa nieprzypadkowe imię bohaterki Poczucia kresu. Pisze: Weronika? Veraikon? Prawdziwe oblicze? A więc niespełniona miłość przyniosła mężczyźnie dar: możliwość zobaczenia samego siebie. Na chuście starego listu. W lustrze. Na ekranie cudzego oka. Dzięki swojej dawnej miłości Anthony dostrzega bolesną prawdę, zatartą w jego pamięci i jej konsekwencje, sięgające o wiele dalej niż tylko wyrzuty sumienia.
6. Wreszcie, podatna na interpretacje jedna z finałowych scen – rozmowa z barmanem o frytkach. Jak ją interpretować? Czy ma znaczenie? Nie wiem, czy idę dobrym tropem, ale te cienkie frytki, o które dla odmiany prosi Tony (po pozornym rozwikłaniu całej tajemnicy), to pewna chęć zmiany, poczucia czegoś nowego, rozpisanie na nowo ról w tym dramacie, podjęcie pewnej inicjatywy, która dokona jakościowej zmiany w jego życiu. Fakt, że frytki są cięte gdzieś indziej i nie da się na to wpłynąć, symbolizuje niejako, że konsekwencje, losy bohaterów już dawno zostały zdeterminowane, a Webster – w swym tragizmie może tylko odkryć finałowy, wstrząsający fakt i swoją tragiczną rolę, którą odegrał.

Jeżeli, drogi Czytelniku dotarłeś do tego miejsca, to – po pierwsze, gratuluję, a po drugie, gorąco zachęcam do analiz, konfrontacji i luźnych myśli w komentarzach. Dzięki za lekturę!

[1] Andrzej Franaszek, Lustro Weroniki, Magazyn Literacki – Książki w tygodniku, nr 5-6/2012 (dodatek do Tygodnika Powszechnego 28/2012);

Pozostałe cytaty pochodzą z omawianej książki.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Twarze Vaclava Havla ("Tylko krótko, proszę")

Do sięgnięcia po książkę Tylko krótko, proszę skłonił mnie splot kilku okoliczności. Po pierwsze, przez ostatnie miesiące zaczytuję się we wszelkiego rodzaju dziennikach, wywiadach – rzekach, wspomnieniach i literaturze faktu. Po drugie, skusiła mnie okładka. Wydawać by się mogło, że postać wybitnego polityka i cenionego pisarza, kilkukrotnego kandydata do Pokojowej Nagrody Nobla powinna być przedstawiona z pewną dozą „pomnikowości”, pewnego majestatu, a na książce zobaczyłem pogodnie uśmiechniętego, dojrzałego mężczyznę, uchwyconego w trakcie rozmowy (słucha? opowiada anegdotę?), z jakże niepoprawnym już współcześnie papierosem w dłoni. Po trzecie, miałem w pamięci atmosferę po jego śmierci w grudniu zeszłego roku, gdy we wszystkich mediach widniało słynne zdjęcie czeskiego prezydenta kroczącego ku morzu, a prasa przypominała jego dokonania, jednogłośnie orzekając – odszedł wielki człowiek.


Tylko krótko, proszę jest lekturą o tyle ciekawą, że jest to kompozycja osobistych zapisków Havla, wielu służbowych notatek i dokumentów z czasów jego prezydentury oraz obszernych fragmentów korespondencji (w formie wywiadu) z dziennikarzem, Karelem Hvizd'alą. Dzięki nietypowej konstrukcji z książki wyłania się kompleksowy obraz wyjątkowej postaci, jaką był Vaclav Havel, co pozwala na dostrzeżenie wielu wymiarów jego działalności, osobowości, dokonań i twórczości.

Vaclav Havel: Polityk


(…) ważne jest, żeby polityka nie była tylko technologią sprawowania władzy, ale prawdziwą służbą obywatelom – służbą (na ile to możliwe) bezinteresowną, opartą na pewnych ideałach i szanującą dany nam kodeks moralny, pamiętającą o trwałych interesach rodu ludzkiego, a nie tylko o tym, co w danej chwili podoba się opinii publicznej; służbą, która nie chce być jedynie grą różnych partykularnych interesów czy pragmatycznych celów, za którymi w sumie zawsze kryje się jedno: pragnienie, by za wszelką cenę utrzymać się u żłobu. (...)

Książka w szerokim zakresie przywołuje działalność opozycyjną Havla, jego rolę w budowie demokracji u naszych południowych sąsiadów jak i gruntownie przedstawia lata jego prezydentury. Polski czytelnik może czuć się znużony meandrami czeskiej sceny politycznej, ale wbrew pozorom lektura tych fragmentów pozwala na zrozumienie uniwersalnych mechanizmów polityki, a oprócz tego dostrzec wielkość czeskiego prezydenta oraz jego postawę wobec problemów kraju i świata. Z jednej strony można mu zarzucić naiwny idealizm, ale z drugiej trzeba mu oddać to, że każda idea, o którą walczył była poparta zdroworozsądkowym realizmem i konstruktywną krytyką. Wprowadzał do polityki pojęcie moralności, odpowiedzialności i wierności swoim ideałom, czemu dawał wielokrotnie wyraz w swoich wystąpieniach na arenie krajowej, jak i międzynarodowej – w Tylko krótko, proszę ustosunkowuje się do takich wydarzeń jak chociażby wojna w Iraku czy fiasko negocjacji w ramach Unii Europejskiej. Był krytyczny wobec polityki, a przy tym jego refleksje nie były pozbawione autoironii i dystansu wobec samego siebie i pełnionej funkcji. Moim zdaniem, wyjątkowym darem Havla było to, że jego słowa, poglądy i czyny pozbawione były frazesów, niepotrzebnej emfazy i zagrywek pod publikę. W tej książce, odpowiadając nawet na niewygodne i trudne pytania Karela Hvizd'ali, jego odpowiedzi zawsze mają głęboką, teoretyczną i refleksyjną podstawę, nigdy nie są to słowa zawieszone w próżni.

Vaclav Havel: Myśliciel


Myślę jednak, że Europa mogłaby robić coś więcej, niż tylko bezrefleksyjnie dotrzymywać kroku i od czasu do czasu kogoś „doganiać i przeganiać” w tym, co jest dziś dla wszystkich wspólne. Mogłaby być inspiracją. (…) Przypomnieć sobie o tradycji odpowiedzialności za świat, którą kiedyś jej kultura pomagała artykułować.

Książka Tylko krótko, proszę przedstawia również postać obdarzoną zdolnością wnikliwej analizy rzeczywistości. Gdyby Havel był jedynie dramaturgiem i eseistą, prawdopodobnie stworzyłby pewien dorobek, który, pomimo swojej niewątpliwej wartości, miałby tylko ograniczony wpływ na rzeczywistość. Jednakże historia dała mu możliwość bycia prezydentem przez kilka kadencji, co nadaje jego działaniom nowy wymiar – oprócz teoretyka stał się politycznym praktykiem. Miał klarowny stosunek do wielu zjawisk we współczesnym świecie i świadczył o tym swoją działalnością. W książce odnosi się do multikulturalizmu, konfliktów różnych kręgów cywilizacyjnych. Pomimo poparcia dla międzynarodowej integracji, precyzuje również zarzuty odnośnie Unii Europejskiej i kierunku przez nią obranego, a także stawia inspirujące tezy odnośnie kondycji Europy i jej roli w świecie. Jest krytykiem kapitalistycznego dogmatyzmu i podporządkowywania kolejnych sfer życia społecznego dyktatowi zysku, wzrostu gospodarczego i konsumpcjonizmu.

Vaclav Havel: Zwykły człowiek


Dlaczego mój komputer pisze za każdym razem linijki różnej długości? (…) Dlaczego czasami jakiś tekst tak bardzo mu się spodoba, że drukuje go w kółko i nie można mu w tym przeszkodzić? (…)Wciąż się mnie o coś pyta, czegoś chce, coś mi wypomina, stale się nad czymś zastanawia i nieustająco daje mi do wyboru wiele różnych możliwości. A przy tym używa niezrozumiałego języka, jakiejś mieszanki czeskiego, angielskiego i komputerowego. (…)

Chyba najciekawszym obliczem Vaclava Havla, jakie znajdziemy w Tylko krótko, proszę, jest oblicze zwykłego człowieka, który również przeżywa codzienne troski i pochyla się nad małymi sprawami. Wielokrotnie na kartach tej książki daje się poznać jako miłośnik sztuki i esteta – gros jego notatek do współpracowników odnosi się do remontów i urządzania Hradu, czyli prezydenckiej siedziby. Przykłada wagę do koloru elewacji, jej oświetlenia, otworzenia tego miejsca dla ludzi, przebudowy i funkcjonalizacji tego „serca” Pragi. Często odnosi się do rzeczy tak przyziemnych jak kuchnia – sypie gromy pod adresem wpadek kucharzy, a po niezręcznej sytuacji na dyplomatycznej kolacji, na której brakowało soli, nosi ją przy sobie. Od tych rzeczy, niejako „zewnętrznych”, Havel przechodzi również do najgłębiej przeżywanych dylematów i wnikliwej autorefleksji. Wielokrotnie w prywatnych zapiskach odnotowuje swoje cierpienie spowodowane chorobami. Poświęca też sporo słów na swoje życie osobiste, przeżyty dramat utraty swojej pierwszej żony oraz – co przewija się przez całą książkę – nie może powstrzymać się od rozmyślań, czy kariera w polityce nie była dla niego zbyt dużą ofiarą, wymagającą poświęcenia jego kariery literackiej, jego pasji, jego bliskich. Tylko krótko, proszę skrzy się od humorystycznych anegdot, ale również snutych rozważań o przemijaniu i kondycji człowieka.



Lektura tej książki była dla mnie olbrzymią przyjemnością. Vaclav Havel był postacią szalenie inspirującą i z pewnością sięgnę również po jego prace literackie oraz eseje. Gorąco polecam tę pozycję wszystkim, którzy szukają w polityce drugiego dna – głębszego namysłu nad jej sensem i sposobem jej uprawiania, a także tym, którzy polityką się brzydzą i uważają, że pozbawiona jest wszelkich etycznych konotacji i jest wyzuta z wszelkiej ideowości. Tylko krótko, proszę jest książką wyjątkową. A jeżeli kogoś interesuje, czego prezydent Czech zazdrościł polskim politykom, co mieszka w jego schowku na odkurzacz i dlaczego książka zatytułowana jest ulubionym powiedzonkiem pewnego czeskiego dziennikarza – pozycja obowiązkowa.

Wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Swędzenie umysłu

Istotą obcowania z tekstem pisanym, czy też z każdą inną działką kultury jest - moim zdaniem - pewna rekonstrukcja - burzenie i budowanie na nowo.
Czasem chodzi o rekonstrukcję swoich poglądów. Wielokrotnie biłem się z myślami, czytając książki, wielokrotnie stawiałem sobie za wzór niezwykłe postaci kultury (i nie tylko) by potem weryfikować ich postawy z biegiem czasu. Niejednokrotnie przebudowywałem moją postawę wobec rzeczywistości, ale warto podkreślić, że rekonstrukcję rozumiem nie tylko jako zmianę, przebudowę, ale również utrwalenie pewnych postaw na mocniejszych fundamentach.
Czasem konfrontacja z kulturą pozwala na zmianę perspektywy - nabranie dystansu do swoich problemów podczas oglądania komedii, czy też przekłucie balonu hipokryzji przez wstrząsający film dokumentalny.

Założenie tego bloga było motywowane również tym, że chciałbym tutaj zebrać znalezione myśli oraz inspiracje, które sprawiły mi tę przyjemność, że kazały mi coś w sobie zrekonstruować. Kiedyś miałem zwyczaj zachowywania ich gdzieś w notatnikach, kalendarzach i wracania do nich raz na jakiś czas. Teraz mam zamiar agregować je również tutaj - być może ktoś na nie przypadkiem natrafi i one też sprawią, że czytelnik zmierzy się z nieprzepartym uczuciem swędzenia umysłu.

Sztuka popularna działa przez umocnienie widza w jego przekonaniach. "To jesteś ty", powiadają obrazy, filmy i książki, "pokazujemy ci twój świat, w którym jest ci dobrze i bezpiecznie, w którym czujesz się jak w domu, w którym nie musisz myśleć i czuć, bo myślenie i czucie męczy, a my jesteśmy po to, by sprawiać ci delikatną przyjemność przynależności".
Sztuka niepopularna mówi odwrotnie: "niestety nie mogę ci zagwarantować poczucia pewności i bezpieczeństwa, świat, który ci pokazuję, różni się od twojego codziennego doświadczenia i albo zdecydujesz się na chwilę w nim zamieszkać, albo nic z tego".
Sztuka popularna zagarnia widza, robi mu dobrze, masuje mu powierzchowne ego, wytycza przestrzeń dobrego samopoczucia, które da się dzielić z innymi.
Sztuka niepopularna działa raczej odstraszająco: nie podsuwa gotowych wzorców rozumienia, mnoży pytania i pozostawia z nimi sam na sam, Wyrzuca z odziedziczonej wspólnoty i domaga się jednostkowego wysiłku zbudowania się na nowo, wedle nowych parametrów.
Sztuce popularnej potakujesz, sztuce niepopularnej się opierasz. Nie ma pomiędzy nimi żadnego przejścia. Amator sztuki popularnej (...) będzie widział w sztuce niepopularnej groźbę komplikacji, drugi w sztuce popularnej dostrzeże pułapkę uproszczenia. Pierwszy będzie chciał potwierdzenia świata takiego, jaki jest, drugi natomiast będzie szukał dowodu na to, że świat jest czymś więcej niż widać. (...)


Michał Paweł Markowski, El Greco i wołowina ze śledziem, Tygodnik Powszechny nr 32/2012